USA. Biedni ludzie w bogatym kraju
Przez ostatnie 50 lat średnia pensja w USA wzrosła o 240%. W tym samym czasie siła nabywcza amerykańskiej waluty spadła o kilkadziesiąt procent. Koszt zakupu nieruchomości wzrósł o 1 250%, a czesne na Harvardzie o prawie 2 000%.
W 1971 roku średnia amerykańska pensja wynosiła 10 625 USD rocznie. Pięćdziesiąt lat później, czyli w 2020 roku wynosiła zaś 35 977 USD i była o 240% wyższa. Wydawać się może zatem, że amerykanie są coraz zamożniejsi. Czy tak rzeczywiście jest? Słyszymy ostatnio, że dynamiczny wzrost Chin spowodował, że Kraj Środka wyprzedził USA pod względem siły nabywczej stając się tym samym światowym liderem. Sprawdźmy zatem, co stało się z siłą nabywczą amerykańskiego dolara z perspektywy amerykańskiego mieszkańca.
Od momentu utworzenia Systemu Rezerwy Federalnej (FED), czyli 1913 roku, siła nabywcza amerykańskiego dolara spadła o 96%. Oznacza to, że za 100 dolarów z 1913 roku można kupić obecnie produkty lub usługi o wartości 3,84 USD.
Każdy kto w ostatnich latach odwiedził USA, a w szczególności zachodnie wybrzeże, mógł na własne oczy przekonać się, jak wygląda amerykańska bieda. Ilość bezdomnych w takich miastach jak San Diego, Los Angeles lub San Francisco jest tak duża, że stanowi realny społeczny problem, którym władze stanowe zaczynają się poważnie zajmować. Nowa burmistrz Los Angeles Karen Bass na inaugurację swojej kadencji wprowadziła stan wyjątkowy w związku z panującą w mieście bezdomnością. W 2022 roku w całym LA problem bezdomności dotyczył 80 000 osób, zaś dzielnica Skid Row otoczona kordonem policyjnym stała się na przestrzeni ostatnich lat strefą wyłączoną, w której królują bezdomność, bezrobocie, skrajna bieda i dealerzy narkotyków.
Co takiego wydarzyło się na przestrzeni ostatnich 100 lat, że Amerykanie zbiednieli? Wydaje się, że odpowiedź jest dość prosta. Powstał System Rezerwy Federalnej, który uzyskał kontrolę nad emisją pieniądza i z prawa do emisji korzysta. Dodruk pieniądza i rozpalone do czerwoności amerykańskie drukarki wprowadzają do obiegu coraz więcej pieniądza wpływając na spadek siły nabywczej. Rośnie ilość dolara w obiegu, rosną pensje, ale rosną też ceny.
Jak już pisałam, w przeciągu ostatnich 50. lat płace w USA wzrosły o 240% ale wzrost ilości pieniądza doprowadził do spektakularnego wzrostu cen towarów i usług obniżając siłę nabywczą amerykańskiego dolara. Jeszcze w latach 80. model rodziny 2+2+domek na przedmieściach powodował, że jedynym żywicielem rodziny był mężczyzna, którego pensja wystarczała na pokrycie wszystkich zobowiązań. W modelu tym kobiety nie musiały pracować i mogły zajmować się domem i rodziną. Dziś opłacenie podstawowych zobowiązań amerykańskiej rodziny powoduje konieczność pracy zarówno mężczyzn jak i kobiet. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale zmiana jest znaczna.
W 1971 roku średni koszt nowego mieszkania wynosił 25 200 USD, podczas gdy w 2020 roku kształtował się już na poziomie 340 000 dolarów. Mamy tu zatem do czynienia ze wzrostem na poziomie 1250%. Przypominam, że pensje wzrosły w tym czasie o 240% i przy dwóch pracujących osobach siła nabywcza na rynku nieruchomości spadła prawie trzykrotnie! W tym samym czasie średni koszt zakupu samochodu wzrósł z 3 500 USD na 36 800 USD, czyli o 960%. Średni czynsz, z jakim ma obecnie do czynienia amerykańska rodzina, wynosił w 2020 roku 1 468 USD, a w 1971 roku 150 USD. W tym wypadku mamy do czynienia za zmianą na poziomie 878%. Cena biletu do kina wzrosła o 520% z 1,5 USD na 9,26 USD. Podobne wzrosty możemy zauważyć w cenie paliwa. Największą różnicę zobaczymy w koszcie studiów na Harwardzie. W 1971 roku czesne na tej uczelni wynosiło 2 000 USD, podczas gdy w 2020 roku za rok studiów na najlepszym uniwersytecie na świecie trzeba było zapłacić 52 000 USD, czyli o 1 900% więcej.
Jak widać zatem Amerykanie na przestrzeni ostatnich dwóch pokoleń dramatycznie zbiednieli, a winę za ten proces ponosi regularny dodruk dolara, który obniża jego siłę nabywczą. W ten sposób mając coraz więcej pieniędzy Amerykanie stają się coraz biedniejsi. Beneficjentem tego procesu jest oczywiście rząd, który dzięki inflacji zwiększa przychody budżetowe i uzależnia obywateli od programów socjalnych oraz system finansowy, który żyje między innymi z kredytu. Płacą za to wszystko przeciętni Amerykanie.
Niestety, ale w Polsce mamy w ostatnich latach do czynienia z podobnym procesem i nie widzę siły politycznej, która chciałaby tą negatywną tendencję odmienić. Będziemy zatem posiadali coraz więcej gotówki, jednocześnie będziemy coraz biedniejsi zgodnie z ideą You will have nothing and you will be happy! Ja z tego powodu szczęśliwa nie jestem.